ZAPRASZAMY DO ZAPOZNANIA SIĘ Z TREŚCIĄ OSTATNIEJ I ARCHIWALNYCH PUBLIKACJI

20 lat

 

numer 5 (128) wrzesień-październik 2024

DRODZY CZYTELNICY,

 

To jest Ameryka, to słynne U.S.A! Tę piosenkę śpiewano w przedwojennej Polsce, a i dzisiaj bawią nią słuchaczy ka-pele podwórkowe. Skomponowana została w latach trzydziestych XX stulecia, opowiada o amerykańskim raju, więc słucha się jej chętnie, rozpala wyobraźnię, wszak bogactwo wszystkim miłe. Napomykam o piosence, bo w numerze dużo spraw amerykańskich.

Amerykę – wiadomo – odkrył Kolumb, choć nie brakuje takich, którzy głoszą, że pierwszy do amerykańskich brzegów dopłynął Polak, Jan z Kolna. O polskim podróżniku pisał historyk Joachim Lelewel, a Stefan Żeromski w swym Wietrze od morza przedstawiał go jako żeglarza, który „wrócił był z podróży dalekich z trzosem złotem nabitym”.

W wiekach późniejszych docierali tam awanturnicy, biedacy, poeci i generałowie. Julian Ursyn Niemcewicz (1758-1841), autor znakomitego, ponadczasowego Powrotu posła na ziemię amerykańską dopłynął razem z Tadeuszem Kościuszką, po uwolnieniu z rosyjskiego więzienia w twierdzy Pietropawłowskiej.

Na nowym kontynencie poznali znakomitych mężów stanu: Washingtona i Jeffersona, Kościuszko zdobywał sławę żołnierza, Niemcewicz zainteresował się życiem Indian i Polaków szukających za oceanem pracy i chleba. Czynił obserwacje etnograficzne, geograficzne i przyrodnicze. Poślubił uroczą Amerykankę, w swym ogródku sadził dynie, słodkie kartofle, bakłażany i kapustę osiągającą rozmiary wielkiego bębna. Odbył kilka podróży w głąb kontynentu, udokumentował je solidnie, wyprawę do słynnego wodospadu zawarł w Dzienniku podróży do Niagary. Trud nie poszedł na marne, jego ekspedycje wzbudziły uznanie, starannie zrelacjonowano je w Słowniku podróżników polskich.

Amerykę opuścił w roku 1807. Zuzanna Niemcewiczowa posiadłość w New Jersey nazwala na cześć męża Ursino. Nazwa ponoć funkcjonuje do dzisiaj, a potomkowie mają pieczołowicie przechowywać pamiątki po swym przodku, wielkim pisarzu, publicyście i poecie.

Niemcewicz, co odnotowuję z kronikarskiego obowiązku, cztery razy przepłynął Atlantyk. Odbywało się to w czasach, kiedy podróż na lichym okręcie – a na takie wsiadał nasz poeta – trwała bez mała dni osiemdziesiąt.

W latach trzydziestych XX stulecia z portu w Gdyni do Nowego Jorku i Montrealu wypłynął transatlantyk Batory. Z dumą więc powiadano: „To most pomiędzy Polską a Ameryką. Niewiele przesady w tym powiedzeniu, na po-kładzie Batorego przetransportowano w świat szeroki 270 tysięcy pasażerów. Kurs trwał od 7 do 14 dni, wszystko uzależnione było od warunków atmosferycznych.

Henryk Sienkiewicz na amerykański kontynent dotarł w marcu 1876 roku. Trzydziestoletni wówczas pisarz przez kilka dni zwiedzał Nowy Jork, po czym ruszył w Amerykę. Z grupą znajomych artystów, wśród których znajdowała się słynna aktorka Helena Modrzejewska, zamierzali dotrzeć do Kalifornii, aby założyć farmę, ot, utopijną komunę na wzór wspólnot postulowanych przez francuskiego filozofa Charlesa Fouriera. Plan porzucono, pisarz nie został farmerem lecz podróżnikiem, dwuletnia eskapada przez Amerykę Północną przyniosła piękny plon w postaci literackiej korespondencji, autorowi przyniosła trochę grosza i zapewniła niezwykłą popularność.

To, co pisał o Nowym Jorku, może nas dziś tylko zadziwić. „Miasto, które na pierwszy rzut oka z morza zarysowywało się tak majestatycznie i wdzięcznie, widziane z bliska nie zachwyciło mnie wcale. Pobrzeże portu brudne, między drewnianymi budynkami nie masz bruków; wszędzie leżą kupy śmieci; doki drewniane połyskujące brudną wodą, ludność zaś, jak zwykle ludność portowa, wygląda jakby przed chwilą urwała się od szubienicy” – takimi słowy przedstawił pierwsze wrażenie. Inne obserwacje równie zaskakujące i oryginalne. Przypominamy kilka pięknych listów niezrównanego korespondenta. Ameryka nadal nie przestaje kusić, w poszukiwaniu swobód, pieniędzy i sławy ciągną tam tłumy ze wszystkich stron świata. Kilkakrotnie w celach wyłącznie turystycznych – odwiedzał Nowy Jork red. Krzysztof Stankiewicz, naczelny „Awangardy Lubelskiej”, który utrzymuje, że Nowy Jork zna jak własną kieszeń. Nie daję wiary tym zapewnieniom, ale druku relacji nie odmawiam. Nie brakuje artystów z lubelskim rodowodem, którzy świetnie sobie tam radzą. W numerze o dwóch takich co swymi dziełami poruszyli Amerykę. To Andrzej Piotr Pityński i Jerry R. Rogowski.

Złota, przygód i emocji szuka się nie tylko w Ameryce. Kontynuujemy relację Stanisława Turskiego, który z trójką przyjaciół mocnych wrażeń szukał w krajach Azji. A ponadto w numerze piękne rozprawy profesorów: ks. Zygmunta Zielińskiego, Józefa Franciszka Ferta, Jerzego R. Krzyżanowskiego, Jana Sęka, refleksje o książkach, rocznicach i wydarzeniach pióra Jadwigi Mizińskiej, Alicji Pihan-Kijasowej i Haliny E. Olszewskiej.

Publikujemy wiele pięknych wierszy, na otwarcie liryk Kazimierza Wierzyńskiego. Poeta wiele lat spędził na emigracji, zakosztował też amerykańskiego chleba, w Londynie wybrał się na koncert polskich aktorów, wysłuchał w ich wykonaniu piosenek i żartów. Wzruszyła go recytacja Wojciecha Siemiona, artysty o lubelskich korzeniach, stąd fala nostalgii za tym co bliskie sercu a odległe na ziemi i w czasie.

I do spotkania za dwa miesiące

– REDAKTOR

__________